Do
tej pory nie wiedziałam co to jest samotność. Było to raczej pojęcie
abstrakcyjne, wiszące nade mną w powietrzu, po które sięgałam od czasu do czasu,
kiedy musiałam spędzić czas w domu, albo w podróży bez nikogo bliskiego.
Pisałam wtedy na facebooku, jaka to ja jestem nieszczęśliwa, nie rozumiejąc
sensu tych słów. Definicja samotności dotarła dopiero dzisiejszego wieczoru,
kiedy leżałam w swoim mieszkaniu na pięknej, zielono-srebrnej kanapie, przykryta
kocem w panterkę, z ręką bezwładnie zwisającą poza sofą, trzymając pusty
kieliszek. Patrzyłam jak zahipnotyzowana na sufit, słysząc gwar dochodzący z
ulicy.
Minął miesiąc od tego cholernego
wypadku, który mnie zabił. Oczywiście miałam niesamowite szczęście, że wyszłam
z tego bez szwanku. Przynajmniej fizycznie. Lekarz wypisał mnie do domu trzy dni później i
kiedy dotarłam tutaj, szczęśliwa i celebrująca życie dotarły do mnie wieści,
których nie mogłam znieść. Nie opuściłam domu od tego czasu, słysząc
dziennikarzy dobijających się do moich drzwi i policję, która ich odgania,
urywający się telefon, którym rzuciłam w końcu o ścianę, rozleciał się na
kawałki zupełnie tak, jak moje serce.
W każdym razie tego wieczoru widziałam
jak słońce zaczyna robić się pomarańczowe i rozlewa się po niebie, sprawiając,
że wszystko jest schowane i bezpieczne w jego blasku. Było cichym opiekunem,
otulającym świat do snu. Wtedy jeszcze miałam wino i zachwycałam się tym
widokiem, a potem ono zgasło, to znaczy schowało się i zapadł zmrok, a ja zrozumiałam,
że jestem samotna, tak naprawdę, bo nie tylko nie miałam już nikogo komu by
zależało na mnie, ale nie miałam też nikogo, kogo ja bym kochała. Wszystko ze mnie
uciekło i nikogo nie było, żeby to złapać, żeby mnie złapać kiedy upadałam,
biegnąc do łazienki, gdzie wymiotowałam, z bólu i tęsknoty za życiem.
Samotność jest pustynią, piaskiem,
który tańczy dookoła, pragnieniem, którego nie może ugasić żaden strumień.
Czuję ją na każdym centymetrze mojego ciała, jestem oblepiona gliną, która
przecina moją skórę, wlewa się do środka, zastępuje moje myśli, tak, że zostaję
pustką. Nic nie czuję, o niczym nie myślę, jestem sama.
Tego wieczoru również dostałam
papiery rozwodowe. Na nic zdało się nasze spotkanie w szpitalu, kiedy głaskał
mnie po głowie i mówił, że będzie dobrze, a ja w to uwierzyłam. Jego dotyk
sprawił, że się uspokoiłam, wróciliśmy razem do naszego pięknego apartamentu,
byliśmy tak blisko jak nigdy, więc skąd mogłam wiedzieć, że to cisza przed
burzą? Myślałam, że sztorm mam za sobą, a on tylko na chwilę się zatrzymał.
Zewsząd docierały do nas
informacje, moja twarz była w każdej gazecie i na każdym
kanale, Internet huczał. Moja twarz rozzłoszczonego dziecka. I on po prostu
powiedział, że potrzebuje przerwy i w środku nocy wyszedł, zostawiając mnie
rozerwaną na strzępy, podartą jak bezużyteczna kartka papieru, targaną przez
wiatr, gotową nigdy nie odnaleźć swoich części. Całą noc waliłam pięściami
krzyczałam, słuchając piosenek Sia. Próbowałam
sobie wmówić, ze mam elastyczne serce i grubą skórę i nic nie może mnie złamać,
tak bardzo byłam samolubna, że martwiłam się tylko tym, że on odszedł. .
Potem zaczynało do mnie docierać to co zrobiłam. Dzień po dniu coraz bardziej
zakradało się do mojej skóry, powoli niczym syczący wąż, przygniatając tak, że
nie mogłam oddychać, aż w końcu zabrakło mi łez.
Świetny !
OdpowiedzUsuńCzekam na więcej... :)
Ps. Już obserwuje i czekam na więcej :)
OdpowiedzUsuńale super!! dziękuję :)
UsuńPrzepraszam,że tak późno, ale powiem jedno: BOSKI *.* weny życzę oraz udanych wakacji :*
OdpowiedzUsuń