W recepcji nikogo nie było, więc wyjrzałam na zewnątrz
i ruszyłam w stronę lasu. Ucieszyłam się, że w ostatniej chwili zabrałam
sweterek, który teraz zarzuciłam na ramiona. Na tyłach hotelu znajdował się
przepiękny wybieg dla koni, a za nim stajnie. Ruszyłam w tamtym kierunku niepewna
tego co chciałam zrobić. Kiedy ujrzałam białą klacz poczułam ukłucie w sercu.
Wszystkie wspomnienia o Henryku powróciły naraz. Nasz pierwszy pocałunek w
liceum po imprezie u Kaśki, pierwsze wakacje w Paryżu, miliony uśmiechów, jego
dłoń głaszczącą mnie delikatnie po plecach. Wszystko wydawało się być takie
prawdziwe, a jednak już nie istniało Nie zostało po nich nic, oprócz wspomnień. Nie wiedziałam nawet czy to
wszystko wydarzyło się naprawdę?
Poczułam
na policzku łzy, więc otarłam je delikatnie, a następnie wyciągnęłam rękę w
stronę białej grzywy. Klacz stała w boksie przeżuwając owies i ani drgnęła
kiedy się do niej zbliżyłam. Jej spokój i opanowanie przypomniało mi nasze
wszystkie kłótnie, jego niezadowolenie z tego jak się zachowałam i jaka byłam. Wypominał
mi kiedy czytałam plotkarskie gazety i złościł się z nowej pary butów, na którą
sama zarobiłam. A potem przecież odszedł. Nie wiem czy miał romans, czy po
prostu zrozumiał, że mnie nie kocha. Nigdy nie wyjaśnił mi powodu dlaczego
wyszedł w środku nocy, zostawiając mnie w najgorszym momencie mojego życia.
Nienawidziłam go za to, a co gorsza nienawidziłam też siebie. Było ze mną coś
nie tak i często wybuchało w nieoczekiwanych momentach, rujnując moje relacje z
innymi. Jestem jak tykająca bomba bez instrukcji obsługi, nie da się mnie
rozbroić.
Przysunęłam się bliżej do zwierzęcia i przytuliłam do
jego miękkiej szyi. Nie wiem jak długo tak stałyśmy, ale jej bliskość dodawała
mi otuchy, której tak bardzo potrzebowałam w tej chwili. Wiedziałam, że
połamanego serca nie da się skleić w jeden dzień mimo to, cieszyłam się z tych
wszystkich myśli – dobrych – złych – na które sobie w końcu pozwoliłam. Nie
czułam już pustki tylko gniew. Wiem, że to nienajlepsze uczucie, ale to zawsze
jest jakieś uczucia, a tego brakowało mi ostatnie dwa miesiące.
- Polubiła panią. – Usłyszałam znajomy głos.
Wiedziałam, że nie ma sensu tuszować moich łez, mimo to wytarłam buzię i wydmuchałam
głośno nos. Potem dopiero się obróciłam i uśmiechnęłam delikatnie.
- Raczej jest po prostu uprzejma.
- To prawda, lubi pieszczoty – chłopak odstawił widły,
które trzymał w prawej ręce i oparł się o wejście do boksu.
- Przepraszam za moje zachowanie – wypaliłam nie patrząc
na niego.
- Nie ma o czym mówić. Wszyscy mamy swoje gorsze dni –
podszedł do konia i pogłaskał go po nosie. Klacz zarżała i nastawiła swój pysk.
Chyba faktycznie lubiła towarzystwo.
- Jak masz na imię? – zapytałam.
- Jestem Maciek – chłopak wyciągnął do mnie rękę, a ja
ją uścisnęłam. – A pani? – Zawahałam się. Nigdy nie potrafiłam kłamać, przez
co podczas wywiadów zawsze wyciągano ze
mnie poufne informacje. To prawda – nie potrafiłam trzymać języka za zębami,
strasznie się denerwowałam, a moja historia traciła po drodze sens.
Postanowiłam rozwiązać to inaczej.
- Jestem od ciebie co najmniej dziesięć lat starsza,
więc wydaje się to stosowne, żebyś mówił mi per pani.
- Może powinienem raczej przejść na madam?
- Może być także lady – zaśmiałam się.
- Niestety muszę pani odmówić. Nie mogę zwracać się do
pani w ten sposób.
- A to dlaczego?
- Bo ona ma na imię Lady. – Mówiąc to wskazał
śnieżnobiałą klacz.
- Zakładam, że potrafisz jeździć konno?
- Nawet bardzo dobrze, udzielałem lekcji. – Uśmiechnął
się odsłaniając nieco za duże zęby.
Zastanawiało mnie, co taki młody chłopak robi na zupełnym odludziu
zupełnie sam. Ale ja też miałam swoje tajemnice, postanowiłam więc go o to nie
pytać.
- Mam dla ciebie propozycję – zaczęłam, a on spojrzał
na mnie z uwagą. – Będziesz mi codziennie udzielał lekcji jazdy konnej na Lady,
a ja ci za to zapłacę odpowiednie wynagrodzenie. Do tego wynajmę swój pokój na
następne trzy tygodnie, a za dodatkową opłatą, będziesz mi zamawiał jedzenie.
Zgoda? – Wyciągnęłam swoją rękę, a Maciek bez wahania ją uścisnął. Nie wiedziałam
jak poradzić sobie ze złamanym sercem, ale byłam pewna, że na nienawiść
najlepszym lekarstwem jest miłość.
świetny :)
OdpowiedzUsuńświetny :)
OdpowiedzUsuńOho...chłopak+koń+ona=miłość...
OdpowiedzUsuńHahaah...
Świetny rozdział! Czekam na nn I potoku weny życzę!
Cześć! Przepraszam, że w tym miejscu i w ten sposób, ale na arrowtales.blogspot.com pojawiła się ostatnio bardzo ważna informacja! Wpadnij, proszę, jeśli tylko znajdziesz czas.
OdpowiedzUsuńDziękuję i pozdrawiam ♥